Krok pierwszy. Znikające ładowarki.
Wszystko zaczęło się, gdy Apple, jako pierwszy z wielkich graczy, ogłosiło, że w pudełku z nowym iPhonem nie znajdziemy już ładowarki sieciowej. Oficjalnym i szeroko komunikowanym powodem tej decyzji była troska o środowisko. Firma argumentowała, że większość użytkowników ma już w domu co najmniej jedną ładowarkę, a dołączanie kolejnej do każdego nowego telefonu prowadzi do generowania ton niepotrzebnych elektrośmieci.



Początkowo konkurenci, w tym Samsung, wyśmiewali tę decyzję, ale bardzo szybko poszli w ślady giganta z Cupertino. Dziś brak ładowarki w zestawie stał się standardem w niemal wszystkich flagowych i średniopółkowych smartfonach. Choć argument ekologiczny jest po części słuszny, krytycy od początku wskazywali na ogromne oszczędności, jakie przyniosła ta zmiana producentom, nie tylko na samych akcesoriach, ale także na logistyce, dzięki mniejszym i lżejszym opakowaniom.
Krok drugi. Czas pożegnać kabel?
Gdy kurz po bitwie o ładowarki zdążył już opaść, z branży zaczęły dobiegać sygnały o kolejnym, potencjalnym kroku w tej strategii. Pojawiły się przecieki i ankiety wysyłane do klientów, w których producenci badali, jak często użytkownicy korzystają z dołączonego do zestawu kabla USB. To naturalnie zrodziło spekulacje, że jest to przygotowanie gruntu pod jego usunięcie z przyszłych opakowań.



Argumentacja pozostaje ta sama, czyli ekologia i redukcja elektrośmieci. Producenci mogą twierdzić, że w dobie rosnącej popularności ładowania bezprzewodowego i uniwersalnego standardu USB-C, dołączanie kolejnego kabla do każdego telefonu staje się zbędne. Dla wielu konsumentów jest to jednak krok za daleko, ponieważ kabel, w przeciwieństwie do ładowarki, jest znacznie bardziej uniwersalnym i niezbędnym akcesorium, służącym nie tylko do ładowania, ale także do transferu danych.
Rola prawa unijnego.
W całej tej debacie niezwykle ważną rolę odgrywa prawo unijne. Wprowadzona niedawno dyrektywa, która uczyniła złącze USB-C obowiązkowym standardem dla większości urządzeń elektronicznych sprzedawanych na terenie Unii Europejskiej, miała na celu właśnie ograniczenie liczby różnych kabli i ładowarek. Celem było ułatwienie życia konsumentom i zmniejszenie ilości elektrośmieci.


Paradoksalnie, ta sama regulacja może być teraz wykorzystywana przez producentów jako argument za całkowitym usunięciem kabla z zestawu. Skoro standard jest już jeden i powszechny, to założenie, że każdy ma już w domu odpowiedni przewód, staje się jeszcze bardziej uzasadnione. Prawo, które miało chronić konsumentów, może więc stać się pretekstem do dalszego uszczuplania zawartości pudełek.
Realny wpływ na środowisko i portfel.
Pytanie, czy usunięcie akcesoriów faktycznie pomaga środowisku, pozostaje otwarte. Z jednej strony, mniejsze opakowania to mniejszy ślad węglowy podczas transportu. Z drugiej strony, wielu użytkowników, szczególnie tych, którzy kupują swój pierwszy smartfon danej marki, i tak jest zmuszonych do osobnego zakupu ładowarki i kabla.
Generuje to dodatkowe opakowania, dodatkowe koszty i dodatkowy transport, co w ostatecznym rozrachunku może niwelować pierwotne korzyści ekologiczne. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to strategia niezwykle korzystna finansowo dla producentów. Oszczędzają oni na kosztach produkcji, a jednocześnie zarabiają na sprzedaży akcesoriów, które kiedyś były standardowym elementem zestawu.
Ekologia czy cyniczna oszczędność?
Podsumowując, trend usuwania akcesoriów z pudełek smartfonów jest zjawiskiem złożonym, w którym szlachetne hasła ekologiczne mieszają się z chłodną, biznesową kalkulacją. Choć redukcja elektrośmieci jest celem niezwykle ważnym, to trudno oprzeć się wrażeniu, że dla producentów jest to również bardzo wygodny pretekst do maksymalizacji zysków. Prawda, jak zwykle, leży prawdopodobnie gdzieś pośrodku.
Niezależnie od intencji, dla konsumentów oznacza to nową rzeczywistość. Kupując nowy, często bardzo drogi smartfon, musimy liczyć się z tym, że w eleganckim, smukłym pudełku znajdziemy już tylko sam telefon. A za resztę, czyli za możliwość jego naładowania, będziemy musieli zapłacić osobno.